W naszym zeszłotygodniowym artykule Czym jest recesja w gospodarce? [cz. 1] przybliżyliśmy czytelnikom pojęcie recesji oraz zaryzykowaliśmy tezę, że za wywołanie recesji zazwyczaj odpowiada bank centralny. Dziś, zgodnie z zapowiedzią sprzed tygodnia, napiszemy jakie są skutki recesji, przy czym skupimy się głównie na konsekwencjach „kurczenia się” gospodarki dla przeciętnego Kowalskiego.
Wszystko zaczyna się od sentymentu
W artykule z 2 lipca Czy usługi i konsumpcja podążą śladami produkcji? wspominaliśmy o sentymencie konsumentów w Stanach Zjednoczonych. Wykres 2 ze wspomnianego artykułu, który dla wygody naszych czytelników publikujemy ponownie poniżej, wyraźnie pokazuje, że każdej z poprzednich recesji towarzyszyło załamanie się sentymentu konsumentów.
Wykres 1 – Wskaźnik sentymentu konsumentów (sytuacja bieżąca) (z ang. US consumer confidence: present situation) w Stanach Zjednoczonych
Źródło: JP Morgan Asset Management
Gorsze nastroje konsumentów znajdują z czasem odzwierciedlenie w faktycznej konsumpcji. W tym wypadku działa schemat, że skoro koszty kredytu są coraz wyższe i jego obsługa pochłania coraz większą część domowego budżetu, to pula środków na konsumpcję spada wpływając w pierwszej kolejności na pogorszenie nastrojów, a w następnej na faktyczną aktywność zakupową. Z kolei mniejszy popyt na towary i usługi sprawia, że producenci towarów czy dostawcy usług ograniczają ich podaż. Ograniczona podaż to z kolei mniejsze zapotrzebowanie na tzw. czynniki produkcji, z których jednym jest ludzka praca. Nierzadko skutkiem takiego obrotu sprawy jest ograniczanie zatrudnienia w celu redukcji kosztów (bo skoro mniej sprzedajemy to osiągamy mniejsze przychody, czego naturalną konsekwencją jest chęć czy wręcz konieczność ograniczenia kosztów). W ujęciu makroekonomicznym konsekwencją będzie więc wzrost bezrobocia, a więc osób chcących pracować, ale nie mogących znaleźć pracy.
Wykres 2 – Stopa bezrobocia w Stanach Zjednoczonych (w %)
*obszary w kolorze szarym to okresy recesji w USA
Źródło: fred.stlouis.org
Chęć ograniczenia kosztów i „niepewność jutra” wpływa także negatywnie na inwestycje, bo przedsiębiorcy nie są skłonni ponosić jeszcze dodatkowych wydatków kapitałowych.
Państwo przychodzi „z odsieczą”
Z odsieczą przychodzi nie kto inny jak… bank centralny, który chcąc rozruszać spowalniającą gospodarkę zaczyna obniżać koszt pieniądza. W sukurs często przychodzi też Państwo z tzw. stymulacją fiskalną, czyli programami obniżki podatków czy wzrostu wydatków w postaci inwestycji publicznych (np. budowa dróg). Częściowo w rolę sektora prywatnego wciela się więc Państwo. Z czasem, widząc „światełko w tunelu” poprawia się sentyment zarówno po stronie przedsiębiorców, nieco później po stronie konsumentów. Gospodarka wchodzi w fazę ożywienia (o fazach cyklu koniunkturalnego w kontekście inwestowania pisaliśmy 14 września Inwestowanie, a fazy cyklu koniunkturalnego) i cała „zabawa” zaczyna się od nowa.