Nasi czytelnicy wiedzą, że jesteśmy zwolennikami tanich rozwiązań inwestycyjnych wyznając zasadę, że koszt poniesiesz na pewno, a zarobisz być może.
W przeciwieństwie do przytoczonego w zeszłym tygodniu przykładu motoryzacyjnego, droższy produkt inwestycyjny niekoniecznie jednak oznacza wyższą jakość, tak jak to ma miejsce z samochodami.
Dzisiaj, w związku z kilkoma zapytaniami od czytelników, postanowiliśmy „rozłożyć” temat kosztów na czynniki pierwsze, posługując się, a jakże, przykładem funduszy z sektora technologii i innowacji. Dzisiejszym wpisem pokazujemy, że:
Na powyższym wykresie pokazujemy wynik inwestycji w wysokości 100 000 zł. w okresie od 16 sierpnia 2015 roku do 7 kwietnia 2019 roku w grupę czterech lokalnych funduszy zarządzanych aktywnie i inwestujących w segmencie innowacji i technologii oraz pasywnego ETFa o takim samym spektrum inwestycyjnym. Dla statystycznego Kowalskiego osiągnięty wynik z inwestycji w fundusze aktywne, a mianowicie zysk w wysokości ponad 57 tys. złotych może wydawać się bardzo atrakcyjny. Zwłaszcza jeżeli porównamy go do zmiany indeksu WIG w tym okresie (+15,6%). Inwestując na polskiej giełdzie zysk teoretycznie byłby blisko 4-krotnie niższy i wyniósłby 15,6 tys. złotych. Lokując jednak 100 000 zł w pasywnego ETFa zarobilibyśmy blisko 66 tys. zł. Niby tylko niespełna 9 tys. zł. więcej, ale jeżeli zestawimy to z tym ile obie inwestycje nas kosztowały w analizowanym okresie, te kilka tysięcy złotych dla nas wygląda nieco inaczej.
Patrząc na powyższe koszty można zaryzykować tezę, że cała wartość dodana z aktywnego zarządzania, a nawet więcej (o blisko 9 tys. zł.) została pobrana przez firmę zarządzającą aktywami. Z perspektywy klienta, zakup takiego produktu względem rozwiązania pasywnego nie miał większego sensu.
Zwracamy uwagę, że był to okres dobrej koniunktury w analizowanym sektorze, co sprawia, że wysoki poziom kosztów w obliczu przyzwoitych stóp zwrotu w ujęciu absolutnym nie miał z perspektywy wspomnianego Kowalskiego aż tak dużego znaczenia. Wyobraźmy sobie jednak sytuację, że koniunktura jest gorsza i inwestujemy wczesną jesienią 2007 roku. Niestety historia analizowanych produktów nie sięga aż tak daleko, więc poniższa analiza będzie jedynie swojego rodzaju gdybaniem, z jednym nadrzędnym założeniem, że obie grupy (fundusze aktywne i ETF) generują przed kosztami stopę zwrotu na poziomie amerykańskiego indeksu NASDAQ100.
Pomimo tego, że obie inwestycje poniosłyby dotkliwe straty, to przy kosztach funduszy aktywnie zarządzanych strata byłaby ponad 5 tys. złotych wyższa. Nie jest to zbyt skomplikowane do wyjaśnienia – w przypadku wzrostu inwestycji, wartości wysokie koszty są niejako „hamulcowym” tego wzrostu, natomiast jeżeli mamy do czynienia ze spadkami wartości inwestycji, wysokie koszty te spadki jeszcze potęgują. To z kolei wpływa na to, że odrabianie strat trwa dłużej – trzeba odrobić więcej, a dodatkowo tym razem wyższe koszty hamują proces ich odrabiania. W tym hipotecznym przypadku odrobienie strat z inwestycji w ETFa zajęłoby nam około 1 rok i 9 miesięcy, natomiast w przypadku funduszy aktywnie zarządzanych blisko 3 lata.
Na tym kończymy dzisiejszy wpis. Finalne przemyślenia i, być może, wyciągnięcie wniosków zostawiamy naszym czytelnikom.